Translate

Sunday, August 5, 2012

Cameron Highlands

Cameron Higlands okazało się strzałem w dziesiątkę. Mogę z całą odpowiedzialnością polecić to miejsce każdemu miłśnikowi natury,przygody i adrenaliny.

Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym regionie. Zupełnie przypadkiem,natrafiłam na zdjęcia znajomej (a więc jednak facebook ma jakieś pozytywy:) i stwierdziłam że wygląda to na całkiem fajne miejsce. Ponieważ z przyczyn logistycznych mogliśmy tam zostać tylko na jedną noc,postanowiliśmy wyjechać z samego rana. Trochę obawialiśmy się o dostępność biletów,jednak okazało się że z racji sezonu bardzo nie-turystycznego, nie było najmniejszego problemu z kupieniem biletów tuż przed. Nasze główne bagaże zostawiliśmy w przchowalni na dworcu autobusowym.(2.5 zł. Za bagaż, za dzień to śmieszna cena za oszczędzenie kręgosłupa) i zaopatrzeni tylko w niezbędne minimum wsiedliśmy do autokaru. WOW!WOW!WOW! Jak nie wiele do szczęścia potrzeba – autobus właściwie przypominał biznes klasę w samolocie. Tylko 3 siedzenia w rzędzie,duuużo miejsca do wygodnego usadzenia czterech liter,prawie że do poziomu odchylane oparcie i podnóżek. Nikt nikgo(patrz ja i Mąż) nie popycha,nie szturcha,nie drażni.Zamiast przewidywanych 4 godzin,jechaliśmy tylko 3. Same plusy.A to był dopiero początek dnia.

Tanah Rata – miejscowość w której się zatrzymaliśmy ma niewątpliwie duży urok.Dość dziwne, bo jest to typowo turystyczna miejscowość,składająca się głównie z miejsc noclegowych,biur podróży i restauracji, a takich miejsc staram się unikać. Być może jest to kwestia chłodniejszego klimatu i przepięknych,zielonych gór tonących w mistycznej mgle. Możliwe też, że dzieje się tak dlatego,iż lokalni chcą jak najlepiej ugościć wszystkich przybyszów,a nie tylko zedrzeć z nich kasę.



Powyzsze trzy zdjecia:Cameron Highlands


Zaraz po przyjeździe zameldowaliśmy się w naszym pensjonacie,skąd od razu pojechaliśmy na półdniową wycieczkę. Nasz przewdonik – Velu,Hindus z pochodzenia – podjechał po nas lekko rozklekotanym jeepem i wraz z drugą parą zaczeliśmy zwiedzanie. Pierwsza była plantacja herbaty (to co przykuło moją uwagę na zdjęciach znajomej). Hektary labiryntów pomiędzy zielonymi krzakami.Wrażenie robi niesmowite.Velu stwierdził,iż mimo że jest to największy producent czarnego napoju w całej Malezji,to jakość jest bardzo kiepska,głównie przez fakt zbiorów mechanicznych. My jednak kupiliśmy małą paczuszkę na spróbowanie,coby sobie samemu wyrobić zdanie. Następnym punktem programu była góra Birchang i mechowy las. Pomieszanie scenerii z Jurassic Park i Avatara. Grube,powyginane w najróźniejsze kształty gałęzie,porośnięte mchem podłoże i całe mnóstwo najdziwniejszych roślin. To dopiero frajda dla takiego mieszczucha jak ja. Tak mi się spodobało,że postanowiłam koniecznie wybrać się na dłuższy trekking następnego dnia. Ostatnie dwie 'atrakcje' o ile bardzo sympatyczne,były mało przygodowe. Farma motyli i truskawek.

Dzunglowe korony.

Nasz powoz.


Gdy wróciliśmy do Tanah Rata była najwyższa pora na smaczną kolację, Tym razem odwiedziliśmy indyjską knajpką,która de facto oprócz dań z południowych Indii,serwowała jeszcze kuchnię chińską i malezyjską. Jak to dobrze że zamawiając,poprosiłam aby moje danie nie było zbyt ostre.Dzięki temu 'wypaliłam' sobie tylko pół buzi i (z krótkimi przerwami na orzeżwiające bananowe lassi) dałam radę zjeść całą porcję.

Wieczór spędziliśmy na poszukiwaniu autobusu powrotnego. W internecie i na plakatch jak byk było napisane że jest autobus do Kuala Lumpur o 16.00. Niestety,nigdzie nie mogliśmy dostać biletów. Albo dane biuro ich nie sprzedawało,albo uparcie twierdziło że tak naprawdę jest to autobus widmo i nie istnieje. Nie zrażeni (bardzo zależało nam właśnie na tym autobusie z przyczyn logistycznych), zrobiliśmy kilka okrążeń po miejscowości, licząć że w końcu ktoś zlamie pakt milczenia i wyjawi nam,jak dostać się na pokład. Kropla drąży skałę – 2 godziny później,w jednym z biur właśnie otworzyli sprzedaż! Sukces! Długo nie czekając,kupiliśmy bilety,dziesięć razy upewniając się czy aby na pewno ten autobus istnieje i odjedzie.

No comments:

Post a Comment