Translate

Tuesday, July 24, 2012

Podwodne przygody czas zacząć.


'Powoz juz czeka' - czyli transport na wyspe
Cokolwiek złego przytrafiło się nam w Manili, zostalo zrekompensowane przez Sabang Beach. Mimo mało przychylnej pogody (deszcz nie odpuszczał), wyspa od razu przywitała nas wspaniałą atmosferą i niepowtarzalnym lokalnym klimatem. Po godzinnej podróży łodzią, udało nam się wydostać na brzeg, co przy dość wysokich falach i plecaku na grzbiecie bylo sztuką cie cyrkową. Szybko znaleźliśmy nasze lokum, prowadzone przez nieco ekscentrycznego Australijczyka, osiadłego na wyspie od 18 lat. John dał nam klucze do naszego pokoju, w którym już czekało na nas dwóch małych (albo i troszkę większych) gości. W Wenezueli polowałam na karaluchy z kotem, tym razem opanowałam technikę poslugiwania się przepychaczem do wc. Po szybkim rozpakowaniu się przyszedł czas na rozpoznanie terenu. Malutka nadmorska miejscowość, ale restauracji i szkół nurkowych jak mrówków. Zgodnie z rekomendacją, na pierwszą kolację wybraliśmy knajpkę o wdzięcznej nazwie 'Sabang Fast Food' Z tradycyjnym fast-foodem nie miała jednak ona wiele wspólnego. Jedzenie faktycznie zostało podane szybko, ale była to typowo filipińska kuchnia w bardzo smacznym wydaniu. Brzuszki były pełne,humor poprawiony.Zmęczeni mniej lub bardziej przyjemnymi przygodami dnia, ułożyliśmy się do snu.

Najtrudniejsze zadanie:utrzymac rownowage
Następny etap naszej podróży oznaczał czysty relaks. Na wyspie życie toczy się w zwolnionym tempie. Nikt się nie śpieszy, nie denerwuje, nie trąbi … Ja rozpoczęłam swój kurs nurkowania, który składa się z dwóch części. Praktycznej i teoretycznej. Aby ukończyć tą drugą musialam przebrnąć przez podręcznik-instrukcję, tak więc podczas gdy Mąż się relaksował, ja wkuwałam jak na grzecznego uczni a przystało. Pierwsza część – czyli nurkowanie samo w sobie – dało mi najwięcej satysfakcji. Co prawda moje ekwilibrystyczne wyczyny pod wodą przyprawialy mnie o salwy śmiechu (też pod wodą, więc musiałam uważać coby się z tej radości nie utopić), ale z każda minutą spędzoną w towarzystwie rybek, krabów itp. utwierdzałam się w przekonaniu że 'to jest to'. Każde z moich czterech nurkowań zaczynało się kilkoma zadaniami do wykonia. Takie tam:zdjąć i założyć ekwipunek, zacząć oddychać z dodatkowego źródła powietrza, zdjąć i zalożyć maskę – żeby nie było wątpliwości – wszystko pod wodą. Następnie zaczynał się 'fun dive' czyli zwiedzanie okolicy. Przy tym mialam najwięcej ubawu. Nie tylko poznawałam przecudowną florę i faunę ale uczyłam się jak utrzymać porządaną wypornośc.

Na plazy...na plazy fajnie jest...!
Następne dni były do siebie dość podobne. Śniadanie, nurkowanie, nauka, obiad, nauka,kolacja,nauka,spanie. W międzyczasie poprawiła się pogoda. W momencie jak wyszło słońce, pokazały się też wszystkie możliwe gryzące insekty, tak więc moje ciało, zamiast seksowną opalenizną, pokryło się mniej seksownymi czerwonymi bąblami różnej wielkości.

Dziś miałam ostatnie szkoleniowe nurkowanie i test. Właśnie czekam na wyniki. Trzymajcie kciuki za zdanie i nie utopienie się. Czy to z rozpaczy czy z radości.

No comments:

Post a Comment