'Powoz juz czeka' - czyli transport na wyspe |
Cokolwiek złego
przytrafiło się
nam w Manili, zostalo zrekompensowane przez Sabang Beach. Mimo mało
przychylnej pogody (deszcz nie odpuszczał),
wyspa od razu przywitała nas wspaniałą
atmosferą i niepowtarzalnym lokalnym
klimatem. Po godzinnej podróży łodzią,
udało nam się
wydostać na brzeg, co przy dość
wysokich falach i plecaku na grzbiecie bylo
sztuką iście
cyrkową. Szybko znaleźliśmy
nasze lokum, prowadzone przez nieco
ekscentrycznego Australijczyka, osiadłego na wyspie od 18 lat. John
dał nam klucze do naszego pokoju, w którym już czekało na nas
dwóch małych (albo i troszkę większych) gości. W Wenezueli
polowałam na karaluchy z kotem, tym razem opanowałam technikę
poslugiwania się przepychaczem do wc. Po szybkim rozpakowaniu się
przyszedł czas na rozpoznanie terenu. Malutka nadmorska miejscowość,
ale restauracji i szkół nurkowych jak mrówków. Zgodnie z
rekomendacją, na pierwszą kolację wybraliśmy knajpkę o
wdzięcznej nazwie 'Sabang Fast Food' Z tradycyjnym fast-foodem nie
miała jednak ona wiele wspólnego. Jedzenie faktycznie zostało
podane szybko, ale była to typowo filipińska kuchnia w bardzo
smacznym wydaniu. Brzuszki były pełne,humor poprawiony.Zmęczeni
mniej lub bardziej przyjemnymi przygodami dnia, ułożyliśmy się do
snu.
Najtrudniejsze zadanie:utrzymac rownowage |
Następny etap
naszej podróży oznaczał czysty relaks. Na wyspie życie toczy się
w zwolnionym tempie. Nikt się nie śpieszy, nie denerwuje, nie trąbi
… Ja rozpoczęłam swój kurs nurkowania, który składa się z
dwóch części. Praktycznej i teoretycznej. Aby ukończyć tą drugą
musialam przebrnąć przez podręcznik-instrukcję, tak więc podczas
gdy Mąż się relaksował, ja wkuwałam jak na grzecznego uczni a
przystało. Pierwsza część – czyli nurkowanie samo w sobie –
dało mi najwięcej satysfakcji. Co prawda moje ekwilibrystyczne
wyczyny pod wodą przyprawialy mnie o salwy śmiechu (też pod wodą,
więc musiałam uważać coby się z tej radości nie utopić), ale z
każda minutą spędzoną w towarzystwie rybek, krabów itp.
utwierdzałam się w przekonaniu że 'to jest to'. Każde z moich
czterech nurkowań zaczynało się kilkoma zadaniami do wykonia.
Takie tam:zdjąć i założyć ekwipunek, zacząć oddychać z
dodatkowego źródła powietrza, zdjąć i zalożyć maskę – żeby
nie było wątpliwości – wszystko pod wodą. Następnie zaczynał
się 'fun dive' czyli zwiedzanie okolicy. Przy tym mialam najwięcej
ubawu. Nie tylko poznawałam przecudowną florę i faunę ale uczyłam
się jak utrzymać porządaną wypornośc.
Na plazy...na plazy fajnie jest...! |
Następne dni były
do siebie dość podobne. Śniadanie, nurkowanie, nauka,
obiad, nauka,kolacja,nauka,spanie. W międzyczasie poprawiła się
pogoda. W momencie jak wyszło słońce, pokazały się też
wszystkie możliwe gryzące insekty, tak więc moje ciało, zamiast
seksowną opalenizną, pokryło się mniej seksownymi czerwonymi
bąblami różnej wielkości.
Dziś miałam
ostatnie szkoleniowe nurkowanie i test. Właśnie czekam na wyniki.
Trzymajcie kciuki za zdanie i nie utopienie się. Czy to z rozpaczy
czy z radości.
No comments:
Post a Comment