Woda to zdecydowanie
mój żywioł.Podwodny świat,czasem powolny i spokojny a czasem
szybki i pełen energii, jest niewiarygodnie fascynujący. Nurkowanie
to wspaniała zabawa ale też niezwykle pouczające doświadczenie.
Tym większa była moja radość, kiedy dowiedziałam się że zdalam
test i pozytywnie ukończyłam obie częsi kursu.Yuuuuupi! Jak mówią:
„apetyt rośnie w miarę jedzenia”, więc już przymierzam się
na następne kursy. A mając tak wspaniałego 'buddy' jak mój Mąż,
jestem pewna że nim się obejrzę będę poszukiwać skrabów na
starych wrakach.
Aż szkoda że już
jutro musimy wyjechać. Pocieszeniem jest to że przed nami jeszcze
miesiąc zwiedzania. Tydzień spędzony na wyspie był nadzwyczaj
relaksujący. Warunki dalekie od luksusowych, ale za to atmosfera
rekompensowała wszystko. Wczesna pobudka, śniadanie w pobliskiej
knajpce i nurkowanie. Szybki prysznic coby zmyć z siebie całą sól
i pora na lunch. Zazwyczaj ryż z dodatkami,albo jakiś lokalny
przysmak. Popołudnie to czas na nadrabianie blogowych zaległości i
leniwe pogaduchy z nowymi znajomymi. Poznaliśmy przesympatyczną
parę z Niemiec (Nina i Stephan), dla której to już czwarty wypad
do Azji i która już od dawna wspólnie nurkuje. Ich towarzystwo
umilało nam nasze wieczory i mam nadzieję że jeszcze uda nam się
spotkać. Muszę przyznac że się trochę rozleniwiłam i nie jest
mi bardzo spieszno do wyjazdu. Ale cóż...Jak już wspomniałam,
przed nami kolejne przygody i przeżycia. Jutro powrót do stolicy,a
pojutrze wyjazd. Teraz czas na Borneo.
No comments:
Post a Comment